Tag Archives: opensuse

Komunizm korporacji, czyli dlaczego Microsoft i Windows 10 to zły wybór

W końcu nadszedł ten dzień… I co? I nic! Micro$oft dostał kopa w cztery litery, co nawet sam przyznaje. Plan nie został wykonany i Windows 10 nie zapanował nad światem, jak to wcześniej szumnie zapowiadano. I oto chodzi. Nie możemy ulec korporacjom, gdyż reprezentują nie nasz interes. Co jest dobre korporacji, niekoniecznie jest też dobre dla konsumenta. Ludzie chyba nie zapomnieli tego, co wyczyniał Gates, a potem Ballmer. Łysa glaca tego ostatniego wyszła wielu bokiem przez to jego pajacowanie przed kamerami. Pycha została ukarana i już gadki w rodzaju jaki to “rak” ten Linux gdzieś zniknęły, a w ich miejsce pojawiły się wyrazy uznania z Redmond. Sytuacja zmieniła się diametralnie, gdyż oto Linux stał się częścią nowego Windowsa. To coś, co trudno było nawet wyobrazić jeszcze kilka lat temu. “If Microsoft ever does applications for Linux, it means I’ve won“, powiedział kiedyś Linus Torvalds. Widać, że ojciec Linuksa bardzo wątpił w swój sukces u zarania swego dzieła. A tutaj masz: nie tylko infrastruktura M$ stoi na linuksowych serwerach, ale coraz więcej softu Microsoft działa na Linuksie i pojawiają się nieśmiałe próby opensourcowania niektórych elementów, które wcześniej były zamknięte, a nawet groziły srogie kary śmiałkom, którzy tylko marzyli o kompatybilności produktów M$ z resztą świata.

Normalnie cuda. Czyżby M$ się zmienił? Nie, to rynek się zmienił. M$ zrozumiał, że zaczął mu się usuwać grunt pod nogami. Skończył się jednostronny dyktat i niezachwiany monopol. Wyjście giganta z Redmond w kierunku Linuksa/OpenSource jest na to najlepszym dowodem. Niektórzy powiedzą, że te obecne oficjalne 2.5 % rynku desktopów dla Linuksa to nic w porównaniu z prawie 90% Windowsa. Być może, ale istotna jest sama tendencja, a ta zmierza do redukcji maszyn z Windowsem na rzecz Linuksa jak i OS X. Otóż nastąpił przełom, a raczej póki co rysa w monolicie, która jednak ciągle się powiększa. To jest jak lawina, która na początku jest niewielka, ale potem nabiera rozmachu, aby zmieść wszystko, co będzie na jej drodze. Przeanalizujmy jak wygląda początek tego linuksowego żywiołu.

Na spotkania OpenSource już nie zabiera się systemu Apple’a a dystrybucję Linuksa, nawet jeśli to tylko Ubuntu. Wcześniej z racji niestabilności sterowników Linuksa, preferowanym systemem operacyjnym był właśnie OS X, dzielący z Linuksem podobne narzędzia. I tak rozmawiano o Linuksie a używano OS X. Obecnie na OpenSource bryluje Linux, a więc wszystko doszło do normalności. Bowiem używanie hipsterskiego systemu Apple’a przy OpenSource to już nie snobizm, a obciach raczej. W rzeczy samej, system ten kojarzy mi się w najlepszym wypadku z zabawką dla bogatych małolatów, pokazywaną dla szpanu raczej niż dla rzeczywistej funkcjonalności, bowiem Windows jest tu zdecydowanie lepszy. O najgorszym przypadku pisał nie będę. Ma ta firma trochę podobny stosunek do użytkownika co M$, zwłaszcza teraz gdy ten ostatni wyszedł do ludzi z tym Windowsem 10. Użytkowniku nasz kochany, jesteś durniem, ale nic się nie martw – my wiemy, co jest dla ciebie najlepsze. Wszystko zrobimy za ciebie, a ty tylko płać i patrz na monitor, na nasze prześliczne GUI. I przy okazji podaj nam trochę swoich danych. Oczywiście wszystko dla Twojego dobra.

Nie owijając w bawełnę toż to czysty komunizm, gdzie coś (niekoniecznie państwo) wie lepiej ode mnie, czego potrzebuję i wszystko mi zapewnia w zamian zabierając mi wolność i prawo decydowania o sobie. Nie, ja nie jestem bezmózgim zombiem z podstawowym tylko instynktem klikania w kolorowe ikonki na monitorze. Ja chcę mieć całkowitą kontrolę nad tym, co robię. Nawet jeśli robię źle, to i tak komputer jest mój i tylko mój. W końcu za niego zapłaciłem. Nie życzę sobie, aby ważniacy (komuchy?) z Apple’a czy Microsoftu decydowali o mojej maszynie stojącej na moim biurku. Ja jestem panem sytuacji, nawet bogiem i mogę rozwalić mój komputer gazrurką, jeśli tylko przyjdzie mi ochota.

To jest właśnie wolność decydowania. Pomijając już drastyczne przykłady i niekoniecznie w pełni trafne (w końcu rozwalić komputer z Windows czy OS X również można), zwracam uwagę na to, jak ważna jest wolność człowieka, nawet jeśli dotyczy ona tylko i wyłącznie naszego komputera. W końcu tam już toczy się większa część naszego życia, a więc żarty się skończyły. Ktoś powie, że nie używa Linuksa a mimo to czuje się wolny. No tak, kajdan na nogach nie mamy, lecz jeśli chcemy mieć kontrolę nad aktualizacjami systemu czy też sami decydować o innych jego aspektach, odczuwamy wirtualne kajdany. I teraz te cholerne dziwne procesy w tle kiedy włączasz komputer z Oknami na pokładzie niekoniecznie z Windows 10. Telemetry is everywhere! Moja maszyna stała się znacznie mniej responsywna. Od wielu lat Microsoft utrudnia życie użytkownikom i deweloperom, promując jedynie słuszne rozwiązania, czytaj: własne rozwiązania, niekoniecznie najlepsze dla konsumenta. Skąd my to znamy? Znamy to z poprzedniego systemu, nie operacyjnego, a politycznego, jak i chyba z dzisiejszego systemu, także politycznego. Cały czas ten sam wspólny mianownik: my jesteśmy mądrzejsi od ciebie, prosty człowieczku. Nie damy Ci broni, bo sobie jeszcze krzywdę zrobisz. Inaczej: nie damy ci kontroli nad systemem operacyjnym, bo jeszcze go zepsujesz.

Komunizm wrócił! W nieco innej formie, ale wrócił i jest jeszcze gorszy od tego, co już był. Pcha się Drzwiami z napisem B(ill) + S(teve) + S(atya) i dziesięcioma Oknami. A amerykańskiej bezpiece swędzą paluszki, aby dla naszego (oczywiście) bezpieczeństwa poszperać na naszych dyskach w poszukiwaniu ukrytych terrorystów z pasami szahida. To może przez nich czasami wybuchają baterie w laptopach, więc chyba coś jest na rzeczy. Także kochany nasz światowy żandarm zadba o nas, aby jednak nic nam nie wybuchło. Oczywiście nie za darmo, bowiem bezpieczeństwo kosztuje. Każdy to wie.

A może by tak nie bać się opuścić tej klatki i zasmakować trochę wolności. Zobaczyć jak to jest podjąć pochopną decyzję, wymazać przypadkiem dysk, stracić dane, spieprzyć coś w systemie i instalować go na nowo, samemu, nie tylko z gotowcem ze sklepu. To naprawdę niezła frajda, gdy instalujesz Linuksa obok już zainstalowanego Windowsa i nagle okazuje się, że Windows już nie istnieje na dysku, bowiem partycja została nadpisana. Przez pomyłkę oczywiście. Bowiem oto dotarły do mnie informacje jakoby Windows 10 usuwał partycje z Linuksem, inaczej mówiąc niewindowsowe partycje. I to bez pytania, powodują słuszne oburzenie użytkowników. Tu już chyba raczej nie możemy mówić o pomyłce, a o celowym działaniu, gdyż dual-boot w dzisiejszych czasach stał się popularnym środkiem radzenia sobie w trudnej sytuacji, jaką nam zgotowali cwaniaki z Redmond. Do gier, niestety jeszcze Windows, a do normalnego użytkowania systemu – Linux.

Może tak źle nie będzie i nic się nie stanie. Nie chcę tu straszyć początkujących, którzy drżą o swego kochanego Windowsa. W końcu życie bez Windowsa dla wielu nie istnieje. W domu od małego Windows, w szkole Windows i ciągle ten Windows. Nie dziwota, że brak Windowsa równa się tragedia. Drodzy początkujący linuksiarze wychowani na Windowsie, głowa do góry – bez Windows da się naprawdę egzystować. Ponad 90% z was wykona to samo na Linuksie, co na Windowsie, a nawet więcej. W końcu gonicie Pokemony na Androidzie czy iOS, którym bliżej do Linuksa niż Windowsa. Oczywiście jest trochę specjalistycznego softu, który może sprawić problem na Linuksie, lecz prawda jest taka, że to nie jest wina Linuksa i w żaden sposób linuksowi deweloperzy za to nie odpowiadają. Linux chciałby dla Was, Kochani Użytkownicy, uruchomić wszystko, czego tylko potrzebujecie, ale problemem jest, że autorzy programów nie zawsze chcą, aby ich dzieła działały na czymś innym niż Windows, czy tam jeszcze OS X. Zawsze słyszę to samo: nie opłaca się trudzić, gdyż użytkowników Linuksa jest za mało. A skąd ktokolwiek wie, ile tak naprawdę jest użytkowników Linuksa? Nikt tego nie wie i wszyscy posiłkują się oficjalnymi statystykami, które są na pewno zaniżone.

No i oczywiście gry. Jak mógłbym zapomnieć o grach? Większość z Was gra i życie bez grania traci sens. Kiedyś to był rzeczywiście problem, aby na Linuksie w coś pograć ambitniejszego niż systemowe gierki, czyli jakieś tam labirynty, gry karciane, miny i tym podobne. Oryginalne sterowniki niestabilne, opensourcowe z innej epoki, zero wsparcia ze strony deweloperów, na Wine albo pójdzie albo nie pójdzie, a jak pójdzie, to szkoda gadać. Katastrofa? Otóż nie. Taka sytuacja to już historia. Na szczęście! Dzisiaj Linux stał się solidną platformą dla świata 3D (tudzież 2D). Wielu ludzi jeszcze ciągle nie wierzy, że Linux i gry to możliwa kombinacja. Jak najbardziej możliwa. Sytuacja zmienia się szybko na korzyść Linuksa. Obecnie mamy Vulkan API. Ciągle jeszcze musimy czekać na pełną implementację tego wynalazku, ale już dziś ta technologia pokazuje na co ją stać. DirectX nie odda za łatwo prymatu w grach, ale to kwestia czasu, kiedy deweloperzy przestawią się na Vulkana. Niektórzy w to wątpią, ale ja nie mam żadnych wątpliwości. kto będzie królem. A król może być tylko jeden. Powodów jest kilka.

Oczywiście pierwszym jest wieloplatformowość Vulkana w przeciwieństwie do DirectX, gdzie np. DirectX12 odpalicie tylko na Windows 10, a nie na starszych systemach windowsowych, nie mówiąc już o innych platformach. Vulkan wspiera też ogromny rynek mobilny. Po co zatem ograniczać się tylko do jednego Windows 10 i tam jeszcze windowsowej konsoli? Z Vulkanem możemy napisać grę, która wystartuje na każdej platformie, nawet na Windows 10. Oczywiście M$ będzie kombinował, przekupywał deweloperów, przyciągał na różne sposoby. Jednak rynek szybko to zweryfikuje. Vulkan jest po prostu lepszy pod każdym względem. To nie jest nowa wersja OpenGL, jak niektórzy sądzą. To zupełnie inne API o innej architekturze i spojrzeniu na tworzenie grafiki. Wbrew windowsowym trollom, OpenGL sprawdził się, wyprzedzając nawet DirectX w wielu dziedzinach. I będzie jeszcze długo używany. Pewne jednak wady uniemożliwiały skuteczne konkurowanie z technologią M$, dlatego stworzono Vulkan API. Vulkan to zdaje się twór idealny, pozbawiony wad OpenGL i DirectX. Tylko czekać, jak stanie się powszechnym strandardem w świecie 3D.

Niektórzy powiedzą, że obecność Vulkana w grach niekoniecznie oznacza więcej gier na Linuksa. Oznacza, gdyż nawet jeśli gra nie będzie przeportowana bezpośrednio na Linuksa, to taka gra z Vulkanem będzie działać bezproblemowo na Wine. Tłumaczenie z DirectX API to zawsze był problem po DirectX9. Z grą działającą na Windows z Vulkanem problem przestaje istnieć. Odpalamy windowsową gierkę na Wine i wszystko powinno działać jak należy. W końcu autorzy Wine zaimplementowali już w swoje dzieło Vulkana, który jest otwarty i każdy wie, co tam dokładnie siedzi.

Pewnie są tacy, co zapytają, po co mam bawić się z Wine, jak mogę grać bezpośrednio w Windowsie? Pytanie logiczne. Jednak tacy ludzie zapominają, że kernel Linuksa to majstersztyk, przy którym kernel Windowsa NT to niedorobiony karzeł. Ma swoje wady, ale za to zalet bez liku. Możliwości wewnętrzne Linuksa są niesamowite, niczym nie ograniczone. Oczywiście laicy tego nie dostrzegają, ale to jest fakt, co nawet przyznał jeden z pracowników M$. Pełna moc hardware jest dostępna dla deweloperów bez jakichkolwiek sztuczek autorów zamkniętego oprogramowania. Żadnego dławienia, czy sztucznego zaniżania parametrów, kombinowania jak tu wyciągnąć kasę od ogłupionych użytkowników. Dlatego właśnie warto grać na Linuksie z Vulkanem na pokładzie! Przy dobrze zaimplementowanym API testy prawdę powiedzą i mimo wieloletniego przyzwyczajenia i przekupywania deweloperów, wygra lepszy. Zapewne niektórzy pozostaną wierni DirectX z różnych względów, ale to wyłącznie ich problem. Żeby czasem nie skończyli jak ci, co tworzą na Silverlight. M$ jest na tyle zadufany w swej wielkości, że potrafi nawet wystawić do wiatru swoich fanów. Strzeżcie się więc, ślepi wyznawcy M$, gdyż któregoś dnia możecie obudzić się z ręką w nocniku. Zaufanie do twórców zamkniętego oprogramowania musi być ograniczone, tak jak na drodze. Tylko OpenSource gwarantuje, że technologia nie zdechnie z dnia na dzień i zawsze może powrócić w innej postaci, a wasze wysiłki w jej opanowaniu nie pójdą na marne.

M$ cenię za C#, gdyż to rzeczywiście udany produkt, co by nie mówić o tej firmie. Nie bez kozery preferuje się go zamiast Javy. I na pewno wielu brakowało całego .NET na Linuksie. Na szczęście, wszystko zmierza do otwarcia tej technologii i już nie będzie potrzeby trzymania Windowsa dla używania .NET, czyli na przykład tego nieszczęsnego dual-boot. Już niedługo gigant z Redmond będzie prosił o użytkowanie tego środowiska na innych systemach niż Windows. Mając zastępy opensourcowych deweloperów .NET nie będzie stać w miejscu, a nabierze rozmachu. Innymi słowy, nawet zatwardziali wrogowie OpenSource zrozumieli, że ruch wolnego oprogramowania to licząca się siła, która kształtuje komputerową rzeczywistość. To kwestia czasu, kiedy dotąd zamknięte oprogramowanie będzie powoli otwierane. I to nie z powodu nagłego przypływu miłości ze strony komercyjnych twórców, ale po prostu taka jest rzeczywistość. Tacy jak M$ potrafią liczyć jak mało kto. I wyszło, że dalsze silne patentowanie niektórych technologii nie służy firmie. Chociaż jak pokazuje życie, nigdy nie wiadomo, co strzeli do głowy takim molochom jak M$. Znamy przykład Oracle’a, gdzie niby przyjazna OpenSource firma potrafi wywinąć niezły numer. Na szczęście OpenSource jest odporne na takie zagrywki i robi się po prostu forka. Fork jest dobry na wszystko! Dlatego technologia OpenSource może się przekształcać, ale nigdy zaniknąć. Zawsze znajdzie się ktoś, kto ją może podjąć na nowo i tchnąć w nią nowe życie. I jak tu nie kochać OpenSource? Jak to jest różne od komunistycznej ideologii M$ i Apple’a, chcącej nam założyć smycze i w ten sposób nas kontrolować.

Dlatego dziwi mnie wielce, że polski rząd albo raczej nie-rząd nie dba o swoich obywateli i brnie w bagno zwane Windows. Ja wiem, że polscy urzędnicy są zapracowani, ale strony erotyczne bezpieczniej ogląda się w Linuksie niż w Windowsie. Taka prawda. Sprawdzone przez wielu. Ja rozumiem, że przestawienie wszystkich urzędów i państwowych instytucji na Linuksa to wielkie wyzwanie dla informatyków zatrudnianych po znajomości, ale do licha to jest proces i należy czynić to stopniowo, aby było bezboleśnie. Da się to zrobić delikatnie bez rozpieprzania całych systemów informatycznych, jak to wcześniej bywało, gdy przetargi wygrywał ten, co powinien, a raczej nie powinien. Potrzebna tylko doba wola. No a tej niestety wyraźnie brakuje naszym rządzącym. W końcu wizyty oficjeli M$ miały swój cel a korporacja ta ma wyjątkowy dar przekonywania, skoro wpłynęli nawet na Rosjan i Chińczyków. I Płatnik ciągle tylko na Windows i MS Office musi być przy każdym stanowisku, jakby nie istniały dobre alternatywy. Ktoś powie, że Calc nie dorównuje Excelowi. Może i nie dorównuje, ale nie każdy/każda (żeby się feministki nie przyczepiły) używa Excela w pełni. Nawet Calc to dla większości za dużo. I tak dalej szastamy publicznymi pieniędzmi, w końcu to nie nasze pieniądze, a tych durniów, co nas wybrali. Komunizm pełną parą.

Januszu Korwinie Mikke przybywaj i zrób porządek z tym burdelem, przynajmniej w sferze systemów operacyjnych.

Szpiegowanie Windowsa 10 czy wolność Linuksa – wybór należy do ciebie

Na początek pytanie: Czy dalibyście klucz od swojego mieszkania lub samochodu nieznajomemu, nawet jeśli wydaje się godny zaufania? Głupie pytanie, nieprawdaż? Wiadomo, nawet z członkami rodziny trzeba uważać, a cóż dopiero z nieznanym sobie człowiekiem. Każdy z Was odpowie, że oczywiście NIE. Nie wyobrażam sobie, że może być inaczej. Nikt o zdrowych zmysłach chyba nie chce, aby ktoś nieznajomy pałętał się po jego chałupie czy używał jego bryki bez pytania o zgodę.

Dlaczego zatem wielu z nas godzi się z taką łatwością na to, co proponuje nam umowa licencyjna korporacji Microsoft? Zaznaczając “Zgadzam się” dajemy taki “klucz” osobom, których nie znamy. Oczywiście nie jest to klucz fizyczny do naszego mieszkania i samochodu, ale wirtualny do tego, co mamy na swoich komputerach. A dzisiaj życie w znacznym stopniu toczy się “w wirtualu”, a więc nie tylko w sejfie są cenne dla nas rzeczy. Często trzymamy na dyskach dane, które może nie są od razu tajne czy poufne, ale na pewno prywatne i nie życzylibyśmy sobie aby ktoś obcy miał do tego dostęp. Ja wiem, zaraz padną pytania o Facebook, Google czy telefon z Androidem. Zadadzą je ci, co nie pojmują istoty problemu lub windowsowe trolle, szukając na siłę kontrargumentów. A ja im odpowiem, że nie ważne, co robimy w internecie, co zamieszczamy i czym się dzielimy ze światem, gdyż to wyłącznie sprawa tych, co to robią. Generalnie będąc online trudno jest dzisiaj ukryć się przed wszędobylskim szpiegowaniem w internecie. I to jest fakt, z którym trudno dyskutować. Można to akceptować lub nie.

Jednak nie usprawiedliwia to działania Microsoftu, który bezczelnie rości sobie prawa nie tylko do kopii swego produktu (za którą zapłaciliśmy, kupując licencje Windows 7 i Windows 8/8.1), ale też do innego zainstalowanego na naszym komputerze softwaru, który jest nasz i tylko nasz. Podobno jesteśmy tylko użytkownikami systemu Windows, a nie właścicielami kopii i to niby daje monopoliście prawo do pełnej nad nim kontroli. Oczywiście każdy z nas akceptuje potulnie umowę (nawet jej nie czytając) bowiem jak najszybciej chce używać nowy system. I w sumie nikt tym się nie przejmował do czasu wydania Windows 10. Były jakieś tam niejasne mechanizmy szpiegowskie już chyba od Windows XP, ale wszyscy poprzestawali na fakcie, że “Microsoft szpieguje” i nikt z tym niczego nie robił. Te pojedyncze głosy cichły szybko w tłumie zafascynowanych ficzerami nowego systemu. Szpiegowskie instrumenty rozwijano w kolejnych wersjach zgodnie z zasadą “daj palec, to wezmą całą rękę”. Microsoft uznał, że mu wolno i idąc za ciosem stworzył malware o nazwie “Windows 10”, które tylko przypomina system operacyjny, aby tresowani od lat użytkownicy na to się nabrali. Miliony dolarów poszło na kampanie reklamowe, aby nawet niedowiarki zobaczyli, jaki ten nowy system operacyjny jest “cool”. I działalność ta przyniosła oczekiwane efekty.

Podejrzane plany Microsoftu (i innych korporacji) są dyskutowane w internecie i wydaje się, że wszystko już zostało powiedziane, a jednak wielu użytkowników zdaje się w to nie wierzyć. To brzmi tak niesamowicie, że aż niemożliwie. Zwykle mówią, a co mi tam, co u mnie można podejrzeć, co wykraść, nie przejmując się zupełnie tymi działaniami amerykańskiej korporacji, które należy nazwać bez ogródek kryminalnymi. Bo chyba wchodzenie komuś do komputera bez wiedzy właściciela i dokonywanie tam zmian nosi co najmniej znamiona czynu zabronionego. Co jakiś czas zamyka się hackerów (a może bardziej crackerów), którzy się tym parają i ich czyny są powszechnie potępiane. Tym większe jest oburzenie, że ich malware często udaje coś legalnego i nieszkodliwego. I tutaj mamy wielkie podobieństwo z działaniami Microsoftu. Nieświadomi użytkownicy instalują sobie pięknie opakowany malware, nie spodziewając się najgorszego. No bo przecież Windows 10 startuje poniżej pół minuty, ma nowoczesny interfejs graficzny (rzecz dyskusyjna) i te wszystkie kolorowe zabawki. Aż chce się go używać. To najnowszy system Windows, na którym gry pójdą jak burza. Ma wspaniały DirectX12, bez którego nie będę grał w najnowsze gry. Mało tego, jest w ogóle niezbędny do życia.

To tylko wabik działający na odmóżdżone społeczeństwo, otwarte na nowe szalone pomysły giganta z Redmond, bezkrytycznie przyjmujące wszystko, co kojarzy się ze znaną od lat marką. Prawdziwa rola malware Windows 10 jest inna, a więc zbieranie informacji o użytkownikach, totalna inwigilacja, gdzie zapisywane jest wszystko, co się da na nasz temat (hasła, głos, wideo, pliki itd.). Po co? Po co to komuś? Po cholerę te wszystkie dane od przeciętnego Wacka żyjącego spokojnie w jakimś zapyziałym prowincjonalnym miasteczku? Nie wiem, jasnowidzem nie jestem, ale można się domyślać, że skoro podjęto wysiłek w celu implementacji tych zaawansowanych mechanizmów szpiegowskich, musi być w tym jakiś cel. Korporacja nie wyrzuca pieniędzy w błoto zatrudniając rzesze zdolnych inżynierów, którzy nie zadowolą się polską płacą minimalną. Jak można przypuszczać, część na pewno trafi do agencji wywiadowczych dla analizy, a część do zaprzyjaźnionych z Microsoftem komercyjnych firm i korporacji. Oczywiście, chyba mogę założyć, że nie jesteśmy terrorystami i chyba nic nie planujemy wysadzać, więc traktowanie nas z automatu jako podejrzanych jest naruszeniem naszych podstawowych praw, o które tak niby zabiega Unia Europejska. A nawet jeśli nie zasłużyliśmy na zainteresowanie NSA i CIA, to nasze twarde dyski to kopalnie wiedzy o nas, naszych preferencjach i naszym życiu, a wobec tego nie można przejść tak obojętnie. Mieć możliwość, a nie skorzystać to przecież grzech. Miliony dolarów czekają, aby je wziąć. Zawsze znajdzie się jakiś smaczny kąsek na naszym dysku, a my użytkownicy nie jesteśmy nawet w stanie przewidzieć, co to może być i jak zostanie wykorzystane. Być może nawet przeciwko nam, nie możemy tego teraz wiedzieć.

Dlatego jako dla świadomego użytkownika nowych technologii takie “cukierki” od “wujka Billa” nie robią na mnie wielkiego wrażenia. Nie trafiają do mnie nawet nawoływania internetowych trolli opłacanych przez Microsoft, zachwalających Windows 10. Może i działa znakomicie na niektórych komputerach (pomijając liczne żale na forach internetowych), może to rzeczywiście rewolucja w systemach operacyjnych, jednak nie kosztem użytkownika. Chcę pracować w środowisku, które w pełni kontroluję, gdzie ja decyduję, co udostępniam, a co pozostawiam jako prywatne do mojego i tylko mojego wglądu. Korporacjom nic do tego. Nie chcę, aby system operacyjny (lub inny “mądry” software) sam decydował o aktualizacjach (z wyłączeniem mojej ingerencji), o tym co mam zainstalowane, a co powinno być odinstalowane, co jest legalne, a co nie. To ja użytkownik o tym decyduję i ponoszę za to osobistą odpowiedzialność. Nikt nie będzie mi podsuwał natrętnych reklam w systemie (czego przedsmak mamy już w Skypie) i uruchamiał podejrzane procesy w tle bez mojej wiedzy i zgody. Nie zgadzam się też na system-usługę, gdyż to daje spore pole do nadużyć. Tolerowałem Microsoft i jego draństwa dosyć długo, ale teraz miarka się przebrała i nie będę instalował malware Windows 10. Mam Windows 7 i Windows 8.1, a więc oba systemy przeznaczone dla “darmowego” upgrade’a. Jednak moje komputery nie zobaczą następnych dobrodziejstw z Redmond.

Mam jeszcze starego laptopa marki Dell, na którym od kilku lat działa OpenSUSE 13.1 i to bez jakichkolwiek problemów, co chciałbym szczególnie podkreślić. Zainstalowałem go po końcu wsparcia dla Windows XP i prawie wszystko zadziałało “out of the box”. Jedynie karta Wi-Fi wymagała mojej ręcznej interwencji, ale to nie było nic wielkiego, nic od czego świat mógłby się zawalić. Wszystko działa do tej pory i działać będzie pewnie jeszcze długo. Do tego przystosowałem KDE, aby wyglądało jak Windows XP (żądanie mojego brata). Sam byłem zdumiony, że tak wszystko poszło gładko, gdyż pamiętałem Linuksy z graficznym interfejsem, który nie nadawał się do niczego. Następny laptop też będzie z OpenSUSE (Leap 42.1 albo z Tumbleweed). Będzie to mocny sprzęt (64-bitowy, przynajmniej 16 GB RAM i Intel Core i5) dla grafiki 3D, którą się obecnie zajmuję. Pokładam też wielką nadzieję w Vulkan API, który powinien sprawić, ze DirectX zostanie wreszcie zdetronizowany i gracze przestaną narzekać na brak porządnych gier na Linuksa.

Innymi słowy, dla mnie obecnie nie ma innej alternatywy – tylko Linux. Myślę, że dla wielu rozsądnych ludzi także, gdyż Mac w gruncie rzeczy to ta sama bajka co Windows. Ja rozumiem, że są użytkownicy, którzy po prostu nie mogą przejść na rozwiązania FLOSS. Jest wiele specjalistycznego softu, który raczej nie będzie działał na Linuksie lub będzie działał źle (z Wine). Jednak wszystkim krytykom Linuksa chciałbym przypomnieć, że nie jest to wina samego systemu, a firm tudzież korporacji, które nie chcą przenieść swoich programów na tę platformę. Uzasadnia się to zwykle małym udziałem Linuksa w rynku desktopów lub innymi dziwnymi argumentami. Rozumiem, że użytkownika to nic nie obchodzi. Użytkownik chce odpalić swój program w systemie operacyjnym i ma po prostu działać. Jednak jeśli chcecie kierować gdzieś o to pretensje, kierujcie je we właściwą stronę, aby je usłyszano.

Na szczęście coraz więcej jest softu na Linuksa, który nie zawsze jest gorszy od odpowiedników dostępnych tylko na Windowsa i ewentualnie na Maca. Ja jak i pewnie z 90% ludzi używających komputera w domu obyłoby się bez produktów działających tylko na Windowsie bez uszczerbku dla naszego wirtualnego życia. Czy każdy z nas potrzebuje Photoshopa czy innego “cuda” na komputerze, pomijając fakt, że większość tego da się odpalić na Linuksie, jak ktoś się uprze? Oczywiście, że nie. Gros użytkowników używa swego komputera do przeglądania internetu, słuchania muzyki, oglądania filmów, obróbki zdjęć, komunikacji i tworzenia dokumentów. Czy komukolwiek czegoś brakuje z tej listy pod Linuksem? Śmiem wątpić. Celowo pominąłem tu granie, bowiem sprawa jest tu bardziej skomplikowana.

Chcemy tego czy nie, gracze stanowią chyba największą część użytkowników desktopowych komputerów. Bez tego wielu nie może się obejść i system, który uniemożliwiałby granie, nie byłby dla nich systemem wartym uwagi. Doskonale to rozumiem (chociaż graczem nie jestem i nigdy nim nie byłem), że rozrywka na komputerze jest najistotniejszym elementem jego użytkowania, dlatego tak walczyłem i walczę o możliwość wygodnego użytkowania silników gier na Linuksie. Napisaliśmy skrypt dla uruchomienia Unity 3D pod Linuksem, który do tej pory jest użytkowany mimo wydania natywnej wersji dla Linuksa. To mnie jednak nieco martwi, bo to pokazuje, że natywna wersja nie jest jeszcze doskonała, ale może będzie. Unity Technologies ugięło się pod naszą presją i jest szansa, że z tego nie zrezygnują. Mnie jednak teraz bardziej interesuje UE4, gdyż obecnie pracuję nad dużą aplikacją 3D (nie grą!). Ciągle nie mamy tu wersji binarnej i launchera. Nie jest to chyba priorytet dla Epic Team, ale może to się zmieni w najbliższej przyszłości. Chciałbym mieć stabilne i wygodne narzędzie do programowania pod Linuksem. I jak zwykle nie zależy to od deweloperów Linuksa. Moje prośby zatem kieruję do Epic Team.

Prawda jest jednak taka, że jeśli nie będziemy używać Linuksa, nie zmusimy firm produkujących software do dobrego wsparcia tego systemu. Jeśli chcecie, aby oprogramowanie uruchamiane tylko w Windowsie pojawiło się natywnie na Linuksie, to nic prostszego jak tylko zacząć używać tego Linuksa, aby pokazać, że istniejemy i nie wymarliśmy, a wręcz przeciwnie – mimo licznych przeszkód rozwijamy się w piorunującym tempie. Samo narzekanie nie wystarczy. Piszę ten artykuł po polsku, bowiem wierzę w mądrość naszego społeczeństwa, które nie lubi zniewolenia i solidarnie zbojkotuje Windows 10. Nie liczę na polityków, bo na tych liczyć nigdy nie można, ale na zwykłych ludzi. Apeluję, abyście, jeśli możecie, nie używali tego malware. Dla waszego dobra, bo to naprawdę kawał szkodliwego softu, a ludzie stojący za nim mają złe intencje. I tu może nie tyle chodzi o teorie spiskowe, co o zwykły biznes. Oto użytkownik stał się dochodowym interesem, towarem samym w sobie.

Jeśli chcecie, zostawcie sobie Windows 7 lub/i Windows 8/8.1 do gier czy do innych celów (jak ja), a tak używajcie Linuksa jako swego głównego systemu operacyjnego. Generujcie ruch sieciowy z Linuksów, bo tylko tak was można jakoś policzyć. Wszystkim proponuję OpenSUSE, które jest niesamowitą dystrybucją, ale każdy rodzaj Linuksa może stać się waszą ulubioną dystrybucją. Linux dzisiaj to nie to przerażające “czarne okienko” do wpisywania zaklęć przez wtajemniczonych. To w pełni funkcjonalny nowoczesny system operacyjny, który możecie modyfikować i zmieniać do własnych potrzeb. Nikt was za to nie ukarze, nie naśle policji i prokuratury za złamanie warunków licencji. Każdy bit tego softu jest wasz. Większość złych rzeczy opowiadanych o Linuksie to mity lub fakty, które są już tylko tchnieniem przeszłości. Dzięki wielu ludziom na całym świecie, Linux ewoluuje jak szalony. Moim zdaniem, mimo pewnych perturbacji w dobrą stronę. Coś wam nie pasuje w Linuksie? Piszcie do deweloperów, naciskajcie na nich i zmuszajcie do jeszcze lepszej pracy. Coraz więcej z nich zaczyna rozumieć, że aby osiągnąć sukces na rynku desktopów, należy wyrwać się z zamkniętego kręgu geeków ku zwykłemu użytkownikowi. Najlepszą dla nich nagrodą (gdyż zwykle za swoją pracę zapłaty nie pobierają) będzie to, że ich rozwiązania będą używane. Program nie mający użytkowników jest martwy. Zainstalujcie już więc teraz Linuksa, najpierw może na Wirtualnej Maszynie, potem jako Live, aby sprawdzić jak zachowuje się na waszym hardware i że nie taki diabeł straszny jak go malują. Tutoriali w internecie pełno, a chcieć to móc. A potem to już mam nadzieję tylko przyjemność użytkowania i uczenia się czegoś nowego. To nie gryzie. Nie zrażajcie się jednym distro, wypróbujcie drugie, trzecie aż będziecie zadowoleni. W przeciwieństwie do tego, czym was karmi Microsoft, z Open Source macie wybór, nikt was do niczego nie zmusza, nikt niczego wam nie narzuca. To wy o wszystkim decydujecie, a nie korporacja, bowiem kopia systemu, którą macie zainstalowaną na komputerze jest wasza i tylko wasza, tak jak i wasze są dane na dysku.

Cała Polska używa Linuksa!

Windowsy – wrażenia linuksiarza

Długo używałem XP dla rożnych celów i w sumie byłem zadowolony. Jak na tamte czasy, to był znośny system, chociaż bardzo się męczyłem z jego bezpieczeństwem. O zapewnieniu ochrony przed złośliwym oprogramowaniem można by napisać książkę. Jednak dało się w sumie pracować. Równocześnie używałem Linuksa jako dual boot. To był SLED (SUSE Enterprise), który dostałem podczas szkolenia. O ile dobrze pamiętam, to była wersja 11.0. Po prostu potrzebowałem środowiska linuksowego. I chociaż już wtedy zauważyłem plusy Linuksa, to jednak trudne do zaakceptowania były dla mnie jego minusy jako uniwersalnego systemu na desktop. Chciałem zastąpić mój XP Linuksem, a tu natknąłem się na wiele problemów z programami, kodekami i sterownikami. Jednak ja zacisnąłem zęby i robiłem wszystko, aby to był system na miarę Windowsa. Tak, aby dało się go bezproblemowo używać, bo w końcu trzeba było czasami coś wydrukować i zeskanować. Przyznam, że z trudem, ale dla moich celów wystarczało, chociaż skanowanie i drukowanie pozostawiłem Windowsowi. Miałem pecha, gdyż mój skaner Microtek nie był wspierany przez Linuksa. Nie dały nic pisma i prośby do firmy – oni nie produkują sterowników do Linuksa. A odpowiednik Open Source nie istniał do tego modelu. I tu był pies pogrzebany. Z drukowaniem też nie szło najlepiej, chociaż drukarka była z HP, ale wtedy chyba jeszcze nie było współpracy tej firmy z Linuksem.

Największym jednak mankamentem tegoż Linuksa była grafika. Była surowa, a wręcz prymitywna (używałem Gnome). Nie było porównania z Windowsem. Dodatkowo grafika zawierała wiele błędów i całość nie była aż tak stabilna, jak bym tego chciał. Te bugi były naprawdę frustrujące, dlatego nie dziwię się osobom, które zapragnęły wypróbować Linuksa, po czym szybko wracały do Windowsa z mieszanymi uczuciami. Jedynie czarna poczciwa konsola nie zawodziła i wszystko działało jak należy. Jednak to zdecydowanie za mało, aby Linux mógł zagrozić Windowsowi na rynku desktopów. Większość użytkowników boi się czarnego okienka i jest dla niech po prostu nie wygodne w komunikacji z systemem. Grafika – to jest to, co decyduje czy system się podoba czy nie dla wielu ludzi. Mimo użytkowania wiersza polecenia, również dla mnie istotna była niezawodna grafika. Raz więc uruchamiałem Linuksa a raz Windows, wedle potrzeb. I tak to trwało.

Przy końcu wsparcia dla XP, zdecydowałem się wyrzucić XP i wgrać nowy OpenSuse 13.1. Zostałem do tego zmuszony sytuacją. Byłem zaskoczony jakością grafiki i stabilnością tego systemu. Programiści dokonali tu niesamowitej rewolucji zamieniając prymitywny graficznie system w nowoczesny program. Linux ten stał się podstawą mojego oprogramowania w starym laptopie. Zajmował mało miejsca (mały dysk) i działał doskonale. Do tego wsparcie dla 3D wyraźnie zostało ulepszone i dało się nawet uruchomić Unity 3D. Instalacja była tak doskonała, iż mogłem przy wsparciu Mesy wykonywać profesjonalne projekty 3D. Postęp dokonywał się niemal błyskawicznie, na moich oczach. Każde kolejne uaktualnienie polepszało grafikę 3D na moim OpenSuse. To był zdecydowanie mój system, na którym mogłem wykonywać wszystko, co mi było trzeba. Szybki, stabilny i… piękny!

Przeniosłem się do innego kraju i tutaj również chciałem pracować w środowisku linuksowym, na moim wypróbowanym OpenSuse 13.1. Niestety tak się złożyło, że do dyspozycji miałem tylko Windowsa. I tak oto zetknąłem się z Windows 7 Ultimate, jakże popularnym wśród użytkowników i firm. Nie miałem kłopotu z tym systemem, gdyż przypominał mi XP, jak również Linuksa. Ot co, kolejny Windows ze swoim windowsowymi wadami. Nie ukrywam, że w miarę dobrze mi się na nim pracowało. Nawet mniej infekcji było. Nie było tego koszmaru co wcześniej z XP. Na pewno Windows 7 jest systemem lepszym niż XP pod względem bezpieczeństwa. I jeszcze pod paroma innymi względami, ale mniejsza z tym. Z mojego punktu widzenia, nie ma sensu dalej używać XP. Generalnie, jak na product Microsoft, Windows 7 to dla mnie dobry system. Nawet zapomniałem na chwilę o moim OpenSuse 13.1 ;). Problemem jest, że trzeba za niego zapłacić i wielu nie chce tego zaakceptować. No cóż, programiści mają prawo brać pieniądze za swoją pracę. Chociaż moim zdaniem powinna być wersja jak Home za free dla zwykłych ludzi i płatna Pro dla firm.

Jednak gdy już trochę stanąłem na nogi za granicą, zachciało mi się znowu Linuksa. Chodziłem i szukałem po sklepach nowego komputera bez Windowsa (po co mam płacić za Windows jak moim zamiarem jest instalacja Linuksa?). Nie znalazłem. To mi tylko potwierdziło to, co już dawno znałem – oto zasadniczy powód popularności Windowsa i słabego zainteresowania Linuksem. Większość ludzi kupuje komputer z systemem i po prostu używa komputer i system nie wnikając w te kwestie. Nawet do głowy im nie przyjdzie, aby zainstalować inny. A że potrzebowałem nowego komputera z doskonałymi parametrami dla grafiki 3D, to stałem się posiadaczem Windows 8. I to był mój pierwszy system 64 bit.

Nie powiem, że Windows 8 to była dla mnie całkowita nowość, bowiem wcześniej naprawiałem komputery z tymi systemami zawodowo, ale to oprogramowanie doprowadzało mnie do białej gorączki. Być może to kwestia przyzwyczajenia, ale próbując coś zmodyfikować w systemie szukałem długo, aby to znaleźć. Windows 8 jest nieintuicyjny i te wszystkie funkcje zostały jakby ukryte przed użytkownikiem. Uczyłem się długo i nie mogłem pojąc sensu takiego rozplanowania systemu. Na zwykły box czy laptop to zupełnie niefunkcjonalne. Wiem, że są zwolennicy tego systemu, ale ja się do nich nie zaliczam. Jak większość – wolę zdecydowanie Windows 7. Na pewno Windows 8 jest szybki, to jego niewątpliwa zaleta, jednak te “kafelki” to tragedia. Już umiem je obsługiwać, ale nie mogę pojąc sensu tego po nich klikania i przemieszczania myszy po hot spotach. Nie dziwię się słabej popularności Windows 8 wśród użytkowników komputerów. To nie zdecydowanie mój system. Nawet jak mamy dobry soft od Microsoft, to jednak ciągle nie podoba mi się polityka tej firmy, a więc próba zmonopolizowania rynku, wykańczanie po chamsku konkurencji, przekupstwa, a także szpiegowanie użytkowników. Szczególnie wredne jest to, że nie można jak dawniej kupić nowego komputera bez systemu. Nie każdy musi używać Windowsa, czasami jest po prostu potrzebny Linux do pracy. A tutaj klient nie ma wyboru. Nawet jak chcesz potem zainstalować Linuksa, to i tak płacisz za Windowsa. To nie fair.

I jeszcze powiem, że co do tego Windows 8 to nie tylko wygląd i rozplanowanie systemu to minus dla mnie. To można przeboleć. Dla mnie istotne okazało się to, że Unity 3D słabo działa w tym systemie. O ile w Windows 7 32 bit śmigało jak sto diabłów, tutaj mam solidne kłopoty i jak dotąd nie mogę znaleźć sposobu na ich rozwiązanie. wszelkie internetowe fixy nie działają. No cóż, chyba trzeba będzie czekać na Unity 5.0, które ma być już 64 bit.

Po pewnym czasie wahania skusiłem się i zainstalowałem Windows 8.1 w miejsce Windows 8. Miałem pewne obawy, bowiem straszono w internecie strasznymi konsekwencjami tegoż kroku.  I okazało się, że nie było czego się bać. A to chyba dlatego, że kilka dni się przygotowywałem do upgrade’u i postępowałem zgodnie z instrukcjami Microsoft. Odłączyłem wszelkie zewnętrze urządzenia, gdyż stary sterownik może zawiesić cały  proces, jak czytałem. Dobre połączenie z internetem i dobre zasilanie. Także istotne jest ściągnięcie wszelkich łatek do Windows 8 przed instalacją Windows 8.1. Wszystko działa doskonale i szybko. Sam się dziwię, że Microsoft dokonał takich postępów. Nic nie pozostało z tego wolnego XP.

Wart też zauważyć, iż Windows 8.1 jest lepszy pod względem wyglądu niż Windows 8. Zdecydowanie zalecam zainstalowanie tej nakładki na system. Wygląda bardziej po ludzku. Windows 8 to nietrafiony pomysł, ale widocznie Microsoft chciał trochę poeksperymentować i wybadać reakcję użytkowników. Widząc swój błąd, szybko się poprawił. Plus jest taki, że od tych co mieli Windows 8 nie biorą kasy za instalację Windows 8.1. To trochę dziwne jak na politykę giganta z Redmont, ale widocznie się wystraszyli niskiej popularności projektu z Windows 8, to odpuścili.

Mimo pozytywnego odbioru Windows 7, z wielką niecierpliwością czekam na OpenSuse 13.2. Nie instalowałem tych wszystkich testowych wersji, gdyż nie miałem na to czasu. Czytałem za to w Internecie na ten temat. I muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem dokonań inżynierów z firmy SUSE (wcześniej Novell). Jak widać sama idea Open Source już dziś nie wystarcza, aby stworzyć doskonały desktop. Musi za projektem stać solidna firma. I tak to jest z SUSE. Ekipa przykłada się do wypuszczenia na rynek solidnego systemu. Specjalnie odroczyli wypuszczenie nowej wersji, aby bardziej ją dopracować. Mam głęboką nadzieję, że narodzi się wreszcie prawdziwa konkurencja dla Windowsa. Ale nawet jeśli tak się stanie, to i tak system ten nie dotrze do większości użytkowników na świecie, bowiem nie będzie w sprzedaży nowych komputerów z tym systemem. I co jest jeszcze bardziej oburzające, pojawiły się informacje, że nawet nie będzie można wyrzucić Windows i zainstalować w jego miejsce Linuksa. Taki kolejny brudny trik czarodziei z Microsoft. Cóż więc pozostaje producentom Linuksów? Zacząć produkować swój hardware! Jak to czyni Apple to chyba jedyna szansa na bezproblemowe umieszczanie systemów w nowych komputerach. Myślę, że nie tylko ja chętnie widziałbym takie komputery w sklepach.

W czym Linux jest lepszy od Windowsa?

W czym Linux jest lepszy od Windowsa?

Wiele jest artykułów na ten temat w Internecie, a wojna między linuksiarzami i windowsiarzami trwa i jest dotąd nierozstrzygnięta na korzyść jednej ze stron. Chciałbym, aby i mój głos był słyszalny w tym sporze. W końcu jestem użytkownikiem obu rodzin systemów od wielu lat i znam sferę IT doskonale. To daje mi prawo do sądów, które powinny być uznane za obiektywne przez czytelników tego artykułu.

Faktem jest, że dominuje na rynku Windows wśród desktopów, czyli sprzętu, który stoi na naszych biurkach w firmie i domu. I to Linux nie jest w stanie zmienić, chociaż bezsprzecznie dominuje wśród serwerów, mainframów, czy superkomputerów, a nawet urządzeń mobilnych. W sumie taki podział rynku mógł być zaakceptowany przez zwolenników Windowsa i Linuksa. I chociaż żadna ze stron nie porzuciła marzeń o dobiciu konkurencji, to jednak utrzymywało się formalne status quo. Do czasu!

Taki stan rzeczy nie mógł długo się utrzymać. W czasie status quo obie strony “zbroiły się”, a więc to była swoista cisza przed burzą. I tak ostatnio mieliśmy Windows 8 jako atak na pozycje urządzeń mobilnych ze słynnymi kafelkami oraz powstał projekt Ubuntu jako Linuxa, który ma być alternatywą dla desktopów. Obie inicjatywy nie udały się w stu procentach. Ani “kafelki” się nie przyjęły, a wręcz zostały zaatakowane przez masę użytkowników jako najgłupsza rzecz, jaka wyszła ze stajni Microsoft. Tak samo Ubuntu, mimo dużej popularności, został skrytykowanych przez bogów Open Source i GNU/Linuxa za to, że przestał być prawdziwym Linuxem.

Niby nic się nie zmieniło, bo podobne próby podejmowano od lat, aby zawojować rynek konkurencji, a jednak dużo się stało. To pokazało słabe strony tych systemów operacyjnych. Windows nie przyjął się w urządzeniach mobilnych, a Ubuntu w desktopach. W rezultacie Windows 8.2 skłania się do powrotu klasycznego menu z przyciskiem Start i Ubuntu traci na popularności na rzecz prawdziwych Linuxów, które mają błogosławieństwo bogów świata wolnego oprogramowania.

To pokazuje, że rzeczywiście przyzwyczajenie jest drugą naturą człowieka. Mimo nielicznych pozytywnych opinii o “kafelkach”, wypada zostawić przycisk Start, który jest powszechny w prawie wszystkich systemach operacyjnych. “Kafelki” powinny być w urządzeniach mobilnych, a więc powinny być oddzielne wersje dla desktopa i mobile. Desktop powinien mieć przycisk Start, bo nikt nie będzie macał paluchami ekran monitora. Trudne to fizycznie i niehigieniczne, a poza tym taki sprzęt jest kosztowny. Wystarczy to, co się nań napluje i co narobią muchy, plus kurz. Tłuste plamy po paluchach to za wiele. No a Ubuntu powinien wrócić do źródeł Linuxa, bowiem może być tak, że linuksiarze go wyklną i windowsiarze nim się nie zainteresują. A to oznacza śmierć całego projektu.

Używałem XP (Home i Pro) przez wiele, wiele lat. To był dobry system i rzeczywiście to był milowy skok dla Microsoftu. Ciągle jest używany i myślę, że przez wielu będzie nadal stosowany, mimo zapowiadanego końca wsparcia w kwietniu 2014 roku. Również siła przyzwyczajeń. Przycisk Start, ładny niebieski kolor i wiele innych zalet, które w praktyce nie są aż takie ważne dla użytkownika, ale cieszą oko. No właśnie i tu dochodzimy do sedna sprawy.

Aby system operacyjny osiągnął sukces, musi spełniać pewne kryteria. Jakieś osiemdziesiąt procent użytkowników systemów to, przepraszam za wyrażenie, idioci i lenie. Dosadne, ale prawdziwe. Taki punkt odniesienia powinni założyć ci, co mają wpływ na rozwój systemu operacyjnego. Te wszystkie wrzaski windowsiarzy, że Linux jest taki trudny. Nic nie można zainstalować, wszystkiego trzeba długo szukać w internecie i już nawet gdy to coś się znajdzie, to i tak brak jakieś biblioteki w systemie. Prawda, Linux jest trudniejszy niż Windows. Ale tylko dlatego, że ma nieco inną filozofię, architekturę i inne rzeczy niż produkt giganta z Redmont. Inny tak naprawdę nie oznacza gorszy, czy tym bardziej trudny. A ta cała “trudność” Linuxa to po prostu brak przyzwyczajenia. I taki windowsiarz lamentuje i płacze zamiast ruszyć główką, czasem trochę poczytać w necie. Naprawdę Linux dokonał wręcz “cywilizacyjnego” skoku od magicznego czarnego okienka. Z racji pracy (darmowej!) zapaleńców na całym świecie Linux nie stoi w miejscu. Dlatego oczekujcie kolejnych “cywilizacyjnych” skoków, które sprawią, że pingwinki szybko prześcigną rozwiązania konkurencji. Zwłaszcza widoczne są wielkie postępy w grafice. Tymczasem Windows to filozofia mniej za więcej, czyli mniej softu za większą kasę, jakby ktoś nie wiedział. Podstawową zasadą są zyski. Myśleli, że zarobią na “kafelkach”, a tu… lipa! Dlatego w panice zaczęto rozważania do powrotu menu Start. Nie oszukujmy się, Windows 8 się nie sprzedaje, jakby tego w Microsoft chcieli. Ciągle rynek jest trzymany przez XP. No i oczywiście Windows 7, który jest godnym następcą słynnego xpeka. Jednak ciągle ma wady typowe dla rodziny Windows. W końcu to nieco unowocześniony XP, architektura podobna, tylko interfejs graficzny ulega zmianie. Bo w końcu grafika w systemie jest dla przeciętnego użytkownika najważniejsza. Taki ktoś nie myśli o bezpieczeństwie systemu czy jego stabilności.

Bezpieczeństwo zawsze było piętą achillesową okienek. To jest wręcz banał, klepany od lat. Każdy o tym wie. A może nie każdy? I niewiele się tu zmienia. Zrobiono sporo, ale ciągle sprawa bezpieczeństwa Windows pozostawia wiele do życzenia. I nie chodzi tu o jakieś durne wyskakujące okienka z potwierdzaniem każdej czynności w systemie – to jest wręcz irytujące. Tu chodzi o odporność całego systemu na ataki, a to sprawa architektury systemu. I tu jest nadal źle. Serfowanie po internecie z Windowsem to spore ryzyko. Dlatego mądrzy ludzie używają do tego Linuxa. System ten ma dużą odporność na malware, bo ma inną architekturę wynikającą z długich doświadczeń UNIXa. Nie jest bezpieczny w stu procentach, bowiem to właśnie sam użytkownik jest najsłabszym ogniwem. Na głupotę tego ostatniego trudno poradzić. Faktem jest, że ponad 90% malware pisanych jest na Windows. Wpływ na to mają takie czynniki jak:

– popularność systemu

– znienawidzenie polityki Microsoft przez większość szanujących się hakerów

– niska odporność systemu na ataki

Popularność Windowsa to istotny czynnik mający wpływ na tworzenie wirusów. Zrobię sobie trojana. I tak w końcu trafi na źle zabezpieczone komputery. W końcu mamy miliony systemów Windows i iluś tam właścicieli zawsze okaże się naiwniakami. Linuksowych desktopów jest dużo mniej i dlatego trudniej trafić ofiarę.

Kto lubi Microsoft? Chyba tylko ci, co tam pracują. A i tam pojawiają się głosy krytyczne. Część użytkowników lubi, bowiem ta część ma radochę z fajnego systemiku, ale nic nie wie o polityce giganta z Redmont. Windows robił, robi i prawdopodobnie będzie robić wszystko, aby zdobyć monopol na świecie i dyktować ceny softu. Wszelkie działania zmierzają do tego, aby być niekompatybilnym z czymkolwiek. Nakładane są ogromne kary finansowe, ale to za bardzo nie zraża Microsoftu. Utrudniają współpracę i robią to iście po chamsku. Przypomina mi się tu słynna sprawa z Sambą i współdzieleniem plików i drukarek. Na tym cierpi użytkownik, czyli TY, a pewnie nie jesteś tego świadom. Wolność wyboru jest podstawowym prawem człowieka, a ci z Redmont chcą ten wybór nam odebrać. Nieładnie!

Każdy, kto używa okienek, wie, że Windows bez antywirusa nie powinien być podpinany do internetu. To tylko podstawowa ochrona, a skuteczność jej nie jest zadowalająca. Ja na moim XP miał kilkadziesiąt różnych programów, które dbały o bezpieczeństwo systemu. Dzięki temu miałem bezpieczne środowisko pracy. I to zawsze coś wlazło w system. Raz miałem słynnego trojana udającego policję i wcale nie byłem na stronie porno. Ale to podobno wina dziurawej Javy. Nie ważne, istotne jest, że mnóstwo czasu spędzałem skanując komputer i badając ruch sieciowy. Strata czasu!

Są  jednak i tacy, co mają ambicje napisać coś niedobrego na Linuksa. Naprawdę podziwiam ich umiejętności, bowiem muszą być nieprzeciętne. Są także odważni, gdyż:

– stosunkowo niewielka popularność systemu

– ukochane dziecko hakerów, dopieszczone do granic fizycznych możliwości

– wysoka odporność na ataki

Mimo wielu zalet i niewielu wad, Linux nie jest zbyt popularny jako system desktopowy i nieprędko będzie w obliczu nieuczciwych praktyk Microsoftu (np. sprzedawanie komputerów razem s systemem). Niektórzy wręcz twierdzą, że w ogóle nie będzie, ale ja z tym się nie zgadzam. Spodziewam się, że Linux w końcu na tyle dojrzeje, iż zaspokoi tych najbardziej wymagających. Póki co, celów do trafienia jest więc niewiele. Liczbę aktywnych Linuksów można sprawdzić na ciekawej stronce: http://linuxcounter.net/. Z moich obserwacji i doświadczenia wynika, iż desktopowych systemów operacyjnych bazujących na technologii UNIX jest w użyciu od 20 do 30%. Większość z nich jest jednak używana równocześnie z Windows.

Zwykle to krakerzy, czyli ta gorsza część hakerów, pisze wirusy po to, aby komuś zaszkodzić. Trzeba powiedzieć jasno: to przestępcy. Mają takie umiejętności. Jednak dla nich Linux to świętość, bowiem często sami go współtworzą. Niewielu renegatów ośmiela się podnieść rękę na ten system. Poza tym reszta hakerów, tych dobrych, wie jak zabezpieczyć system, aby ci źli niewiele mogli zdziałać. Jak w strategii wojennej, środki obrony zdecydowanie przeważają nad środkami ataku. Na szczęście. Dla użytkownika oczywiście.

I stąd właśnie wynika ta słynna odporność Linuksa na ataki krakerów. Admini wiedzą, że nawet zainfekowany Linux daje się używać. Nikt jednak nie powiedział, że można spać spokojnie, bowiem nie ma siły na Linuksa. Czasami urodzi się geniusz albo głupi użytkownik i zdarzy się skuteczny atak. Bardzo rzadko, nie każdego dnia jak pod Windowsem. Generalnie wirusy są niegroźne na Linuksa. Tak samo robaki czy trojany. Jednak taki Linux może zainfekować Windowsy w sieci. Co do samego Linuksa, to dosyć groźne są botnety. Tutaj zalety Linuksa mogą okazać się jego wadami, gdyż pingwinek doskonale nadaje się do bycia groźnym zombie. Na szczęście mamy wiele poziomów bezpieczeństwa w Linuksie i przejście ich jest dosyć trudne dla intruza. Ale niestety możliwe. Wystarczy zachować zdrowy rozsądek i używać dobrego hasła do roota. O odporności pingwinka na ataki niech świadczy to, iż przytłaczająca większość serwerów chodzi na Linuksie. Admini i projektanci sieci komputerowych po prostu wiedzą, co dobre. Nawet podobno Microsoft używa do tego Linuksa…

Inną ważną kwestią jest to, że kod Windowsa jest zamknięty. My nie wiemy, co tam jest zawarte. Wiele gigabajtów kodu, a tak niewiele użytecznego softu w systemie. Nie zastanawiało Was to? Po co, do cholery? Ano po to, aby zainstalować tam parę “fajnych” rzeczy, przed którymi rozsądny człowiek się broni. Szpiegostwo! Mówi Wam to coś? Nie od dziś wiadomo, że Microsoft ma układy z agencjami wywiadowczymi USA. To nie mit. Windows na każdym komputerze w każdym kraju i w każdej rodzinie. Grzech tego nie wykorzystać. Użytkownicy Windows dostarczają mnóstwa pożytecznych informacji dla FBI, CIA, NSA i innym potworkom. Nie każdy jest terrorystą, ale do licha ich to nie obchodzi. Chcecie ujawniać wszystko to, co robicie w wirtualnym świecie? Już fejsbuk jest wystarczającą kopalnią wiadomości o Was i Waszym życiu. Na pewno nie będzie przesady jak powiem, że głównym celem giganta z Redmont jest szpiegowanie, a nie dostarczenie dobrego oprogramowania. Płacicie za system i w nagrodę macie wszechstronnego trojana. To samo dotyczy Maca. No i chyba Ubuntu. Tylko Open Source daje dużą gwarancję, że nie będziecie szpiegowani. Kod w prawdziwym Linuksie powinien być otwarty. Każdy może zajrzeć do środka, aby sprawdzić, co instaluje na komputer. Społeczność wspierająca Linuksa kontroluje sama siebie. Tu nie ma miejsca na jakieś nieczyste zagrywki. I dlatego ta idea się sprawdza.

Windowsiarze argumentują, że na Linuksa nie ma tyle oprogramowania, co na Windowsa. W pewnym sensie jest to prawda, ale na Maca jest jeszcze mniej i są tacy, co płacą słono za ten system. Chyba tylko dla szpanu, bowiem Mac to nie żadna rewelacja. To po prostu przerobiony UNIX. Tak, OS X, którego używasz, jest pokrewny Linuksowi. To nie jest Linux, ale mają wspólnego zacnego przodka. A skoro tak, to dlaczego nie wybrać darmowego Linuksa? Oprogramowanie? Są tysiące pakietów dla Linuksa i liczba ich rośnie. Każdy sobie coś znajdzie. Nawet sam system tuż po zainstalowaniu zawiera mnóstwo pożytecznego softu. 90 czy nawet 100% tego, czego potrzebujesz i wymagasz od nowoczesnego systemu. W porównaniu do tego Windows po zainstalowaniu jest “goły”, nawet w wersji Ultimate. To, że czegoś na Linuksa nie ma, to nie wina samego Linuksa. To firma, która nie produkuje wersji na Linuksa, ponosi za to pełną odpowiedzialność. Dobrym tego przykładem jest Unity3D. Mnóstwo ludzi prosi o edytor na pingwina. I jak dotąd prośby nie odnoszą skutku. Czyni tak wiele firm. Czyżby byli przekupieni przez Microsoft?

Nie trafia do mnie tłumaczenie, że zbyt mało jest użytkowników Linuksa. Wszelkie dane na ten temat podawane w internecie są mało wiarygodne. Trudno jest policzyć użytkowników Linuksa. Jednak, jak już pisałem, z moich obserwacji i doświadczeń wynika, że ok. 20-30%. Część z tych ludzi używa i Windowsa, i Linuksa. I to jest rozsądne wyjście. Rzeczywiście Windows w pewnych dziedzinach jest po prostu lepszy. Jeszcze lepszy, bo kto wie, co będzie jutro. Branża IT rozwija się błyskawicznie, a w tym dystrybucje Linuksa. Widać to po częstych aktualizacjach systemu. Ciągle pracują nad ulepszeniami. Dobrym tego przykładem jest openSuse.

Z tą dystrybucją mam do czynienia od lat i właściwie byłem jej wierny przez ten czas. Eksperymentowałem trochę z innymi pingwinkami, ale jednak openSuse jakoś jest najbardziej przekonywający. Być może i są lepsze Linuksy, jednak ten system ma wiele zalet, które cenię. I tutaj z wersji 12.2 przeskoczyłem do 13.1. Zostałem pozytywnie zaskoczony. Zachowano niezawodność i stabilność dawnego suska i dodano wspaniałą grafikę, w tym tą 3D. Istotnie, kiedyś openSuse odstawał graficznie od Windowsa, ale teraz wraz z dystrybucją 13.1 wszystko się zmieniło. Dzisiaj Linux to nie tylko czarne okienko straszące windowsiarzy, ale też i wspaniała grafika. Niewątpliwie jest to krok w dobrym kierunku, co zostało zapoczątkowane przez Ubuntu. Po prostu postawiono na perfekcyjną grafikę. W ten sposób droga do zdobycia rynku desktopów została otwarta. Bez żalu wywaliłem mojego starego xpeka. Przede mną nowoczesny system, który jest w stanie spełnić oczekiwania najbardziej wymagających windowsiarzy. Problem polega tylko na tym, czy zechcą lekko nagiąć swoje przyzwyczajenia. Pewnie z czasem to nastąpi. Odpływ użytkowników od Windowsa jest możliwy. Jednak Linux musi jeszcze popracować nad pewnymi niedociągnięciami.

Wiele zrobiono, ale ciągle trzeba popracować nad wyszukiwaniem i instalowaniem oprogramowania dla Linuksa. To musi być łatwość zbliżona do tego, co mamy pod Windowsem, aby przyciągnąć nowych użytkowników. Nie może być biegania po internecie, bo ludzie są za leniwi. I wielu ma problemy z licznymi dystrybucjami i tymi numerkami od wersji. Muszą jakoś społeczności linuksowe się porozumieć i nieco ujednolicić cały system oprogramowania, aby każdy pakiet można było zainstalować na każdym Linuksie. To byłby ideał. Bez tego windowsiarze będą wiecznie narzekać.

Linux jest w stanie zastąpić Windows prawie we wszystkim. Prawie, ponieważ jest jedna dziedzina, która ciągle kuleje. Tak, to są gry. Dla mnie to nie jest koniec świata, bowiem nigdy wielkim graczem nie byłem. Jednak wiem, że wielu by chciało widzieć platformę linuksową idealną do gier. To jest bastion Windowsa, niezdobyty, ale pojawiają się pierwsze wyłomy. I tak udało się nam uruchomić Unity3D z Wine i PlayOnLinux. Na openSuse 13.1 działa doskonale (napisałem o tym artykuł na tym blogu). Ale to za mało, czekamy na powstanie prawdziwych silników do tworzenia gier na Linuksa, łatwych do instalacji i w obsłudze, bez kombinowania i bez emulacji. Tutaj mamy przede wszystkim inicjatywę Valve i Steam. Nie będę w to wnikał, zainteresowanych odsyłam do internetu. Na Linuksie mamy wspaniałą akcelerację 3D, a OpenGL jest nawet lepsza niż słynny DirectX. No to, gamedeveloperzy, do dzieła!

I windowsiarze jeszcze powiedzą, że Photoshop i parę innych programików nie działa na Linuksie. To fakt, ale — powtórzę jeszcze raz — brak jakiegoś programu dla Linuksa to nie wina samego Linuksa. Mamy linuksowe zastępniki, czasami lepsze od oryginałów. I darmowe. Dokonał się tu znaczny postęp i ciągle przybywa tego softu. Sprawdzajcie zatem repozytoria. Być może GIMP okaże się dla Was lepszy niż produkt Adobe. Z drugiej jednak strony, ilu ludzi używa tego Photoshopa czy innego programu niedostępnego na Linuksa? Garstka. Czy to może dyskwalifikować Linuksa jako system. Dla jednych pewnie może, ale dla większości to nie jest powód, aby nie poświęcić trochę czasu i trudu i nie zainstalować darmowego, eleganckiego i przyjaznego użytkownikowi Linuksa. Wybór dystrybucji pozostawiam Wam, ponieważ sami najlepiej wiecie, czego Wam trzeba. Macie wybór. To zupełnie inna polityka niż to, co robi Microsoft

Miłego linuksowania,

Tomasz “Tomza” Zackiewicz

Lina IT Technologies

P.S. Wszystkim windowsowym niedowiarkom proponuję openSuse 13.1 ze środowiskiem KDE. To system, który nigdy nie zawodzi i ma największe szanse być prawdziwą konkurencją dla Windowsa na rynku desktopów.

Check Your openSuse System Temperature

Check Your openSuse System Temperature

Sometimes, it’s important to check the system temperature in your Operating System.

1/ Install a hddtemp tool; for openSuse go to:

http://software.opensuse.org/package/hddtemp

2/ Install a psensor GUI tool, for openSuse go to:

http://software.opensuse.org/package/psensor

This package include lm-sensors, so you don’t have to install it before installing psensor.

3/ open your console and write the command to detect the sensors in your system

sensors-detect

4/ write the command to get some temperature data:

psensor

5/ A GUI application pop up. You see the the graph and temperature for:

temp1

Core0

Core1

It can be different because it depends on the sensor have been detected.

Alas, there’s no data for NVidia GPU (licensing problem). There’s no date for HDDs either, but you can just write the command:

hddtemp your/disk/path

For example:

hddtemp /dev/sda

the output is:

/dev/sda: Hitachi HTS541680J83A00: 38°C

You can also write the command:

sensors

the output is:

acpitz-virtual-0
Adapter: Virtual device
temp1:        +65.5°C  (crit = +99.0°C)

coretemp-isa-0000
Adapter: ISA adapter
Core 0:       +62.0°C  (high = +100.0°C, crit = +100.0°C)
Core 1:       +64.0°C  (high = +100.0°C, crit = +100.0°C)

In this way, you can check your system temperature for: CPU (for each core) and HDD.

Upgrading openSuse 12.2 to 13.1

Upgrading openSuse 12.2 to 13.1

The new version of openSuse has been recently released . There are many new things you should be interested in. I’m exploring them. Especially, I’m amazed at the computer graphics of the new operating system. Even Unity3D runs on openSuse 13.1 perfectly. So I wish to tell you how to upgrade openSuse to 13.1. You probably have 12.2 or 12.3 version installed on your computer. There is no difference in upgrading to 13.1 version.

1/ Go to the official openSuse website

2/ Go to Downloads

3/ Choose your version and the way of downloading: I downloaded openSUSE-13.1-DVD-1586.iso to burn it on a DVD disk

4/When the ISO image is downloaded on your computer, run K3B, a KDE tool for burning files or ISO images.

5/Tools -> choose burning ISO images

6/Choose the ISO image you wish to burn

7/Wait until K3B check the md5

8/Check if the checksum of your ISO image is the same as on the website is

9/Insert your empty DVD disk

10/All settings should be default, but you can tick verifying data on the burnt disk. It’s good to know that your operating system is without errors.

11/Consider the speed of recording. Lower speed is safer, for example 4x, but you probably have modern hardware, so you should use 8x at least. To be sure if your settings are good, and you can burn with no errors, just use the Simulation function in K3B. It will be running without using a laser and no data will be recorded on your DVD disk. Just tick Simulation and click Start. You will see how your burning will be working. If the simulation will be finished with success, you can start a real burning. Just read all messages in K3B.

12/OK. If you set all, just click Start to burn the ISO image.

13/Wait patiently for the end of burning. Then, K3B will be verifying the DVD disk. When the verification will be successful, your disk is ready to use.

14/There should not be any unpleasant surprises for you during upgrading process, but better make the backup of your files. Just in case.

15/To start to upgrade, just reboot your operating system with the burnt DVD disk inserted in the driver. Sometimes, there’s no booting to the disk, so you are forced to check BIOS settings. Be sure CD/DVD is the first booting device in your BIOS settings.

16/After having booted to the DVD disk you burnt, go with instructions you see on the monitor (for more details, go to http://activedoc.opensuse.org/book/opensuse-start-up/chapter-1-installation-quick-start).

17/When you see the Installation Mode screen, just select Update an Existing System, not New Installation that is default (don’t forget that!).

18/Go with instructions you see on the monitor. Default settings should be the best for you.

19/Check the Installation settings – you can abort the upgrading here with no changes on your computer

20/If you are ready to upgrade, just click Install.

21/Watch the installation process – many packages will be installed and some removed from your operating system. Wait until the end of upgrading. It can last some time. be patient. Do not interrupt the upgrading process because it will break your system.

22/Soon, you will be booted to the new operating system that is openSuse 13.1. The old configuration of your previous operating system (12.2 or 12.3) should be unchanged. Check if everything works. If not, you are forced to fix manually. However, I think there won’t be any problems with upgrading.

23/Enjoy your new operating system, openSuse 13.1! You won’t come back to Windows any more.

Uruchomienie kamery na openSuse/Run a web camera on openSuse

Uruchomienie kamery na openSuse/Run a web camera on openSuse

In Polish

Zwykle nasza web-kamerka nie uruchamia się z programami takimi jak Skype na systemach Linux. Możemy rozmawiać i słyszeć osobę, ale nie widzieć. W opcjach Skype’a dotyczących wideo mamy czarno – kamera nie pracuje. Jak zwykle w przypadku Linuxa, gdy coś nie działa, potrzebna jest sztuczka.

W internecie materiał nie jest uporządkowany i często prowadzi na manowce. Zwykłemu użytkownikowi trudno się połapać, co do czego i co z czym. Tymczasem sprawa jest dosyć prosta. Aby uruchomić kamerę np. przy Skype’ie, najpierw instalujemy nasz komunikator, a potem stosujemy polecenie:

LD_PRELOAD=/usr/lib/libv4l/v4l2convert.so skype

Co to jest? Zobaczmy.

LD_PRELOAD – załadowanie czegoś przed czymś innym. W tym wypadku mamy załadować pewien ważny plik.

Kiedy instalujemy Skype’a, mamy kilka dodatkowych bibliotek w systemie operacyjnym. Nas interesuje libv4l.

linux-7tpy:/home/poganin # cd /usr/lib/libv4l

linux-7tpy:/usr/lib/libv4l # ls

ov511-decomp ov518-decomp v4l1compat.so v4l2convert.so

Mamy tu kilka interesujących plików. Możemy zobaczyć przykład w internecie z v4l1compat.so, czyli:

linux-7tpy:/usr/lib/libv4l # LD_PRELOAD=/usr/lib/libv4l/v4l1compat.so skype

ale on u mnie nie zadziałał. Dopiero zastosowanie:

linux-7tpy:/usr/lib/libv4l # LD_PRELOAD=/usr/lib/libv4l/v4l2convert.so skype

przyniosło skutek. Kamerka jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zadziałała. I tym poleceniem uruchamiamy w konsoli naszego Skype’a, jeśli chcemy używać w rozmowie kamery.

In English

Sometimes you have a problem with your webcam on Linux, when you are using Skype. You need a trick to make it run. Just install Skype for Linux. Then, you should use the command:

linux-7tpy:/usr/lib/libv4l # LD_PRELOAD=/usr/lib/libv4l/v4l2convert.so skype

on your console. Simply start your Skype software with this command on the console. The Webcam should work. You can check in Skype Options to be sure.

Konfiguracja Wi-Fi na openSUSE/Wi-Fi Configuration on openSUSE

Konfiguracja Wi-Fi na openSUSE/Wi-Fi Configuration on openSUSE

– instalujemy sterowniki do karty sieciowej (nie ma domyślnie w systemie, bo problemy z licencją): szukać w Internecie

– system wykrywa kartę sieciową i obecność routera/modemu (być może trzeba zrestartować system)

– idziemy do konfiguracji routera/modemu: w przeglądarce wpisujemy po prostu 192.168.1.1 -> okno logowania -> wpisujemy użytkownik: admin i hasło: admin -> jesteśmy w w naszym routerze/modemie -> zakładka Interfejs -> podzakładka Wi-Fi -> patrzymy typ uwierzytelnienia -> jeśli WPA-PSK, szukamy klucza (np. EA8… itd.)

– kopiujemy klucz i wklejamy w do Network Managera w systemie operacyjnym. Najpierw  klikamy połączenie bezprzewodowe -> Dodaj -> w zakładce Bezprzewodowe musi być Nazwa połączenia i SSID oraz zaznaczone Połącz automatycznie -> w zakładce Zabezpieczenie bezprzewodowe -> Zabezpieczenie: WPA/WPA2 Personal (to samo co WPA-PSK) i wklejamy nasz klucz tj. nasz EA8… itd przy polu Hasło.

– Klikamy OK. Powinno działać. U mnie działa (bezprzewodowy i przewodowy na laptopie).

 

 

– install required drivers for your Wi-Fi adapter

– the system detects the Wi-Fi network adapter and your router/modem (you may be forced to restart the system)

– go to your router/modem configuration: you should write 192.168.1.1 in your browser -> log in (user: admin and password: admin) -> we are in our router/modem -> go  to Interface tab -> go to Wi-Fi sub-tab -> seek the authorization type -> if WPA-PSK, seek the key, for example EA8… etc.).

– copy the key and then paste into Network Manager in your operating system : Click your Wi-Fi connection -> Under security settings, choose WPA/WPA2 Personal (your WPA-PSK) and paste your key that is EA8.. etc. near Password.

OK. It should works.